Patrzę w lustro, wdychając ciężko. Moje długie, jak barowe stołki nogi opięte w legginsy moro podrygują w rytm muzyki ze słuchawek, a wąskie, smukłe biodra bujają się nierówno. Staram się opanować drżenie dolnej wargi, ale nie udaje mi się to. Zamiast tego zaczynam płakać jeszcze bardziej i tym razem nic nie daje ulubiona piosenka w odtwarzaczu i taniec przed lustrem.
Opieram się rękami o niską szafkę, na blat której kapią moje łzy. Czuję, jakby całe moje ciało nagle mi ciążyło i jakbym chciała się go pozbyć. Zdejmuję słuchawki i ciskam nimi o podłogę.
- Ness, kiedy będziemy jeść kolację?! – krzyk mojego młodszego brata roznosi się po mieszkaniu, a zaraz potem jego głowa wychyla się zza drzwi. – Głodny jestem!
Szybko ocieram łzy, choć wiem, że nic to nie da, po czym odwracam się do niego przodem i wymuszam uśmiech.
- Już za chwilkę, Brad, za chwilę. – mówię słabym, ale spokojnym głosem.
Chłopiec zamiast odwrócić się i wyjść usatysfakcjonowany odpowiedzią, otwiera drzwi szerzej i wchodzi do pokoju. Jego gęste blond loki błyszczą w świetle dwóch jarzeniówek, które dają słabe, ale jedyne światło w moim pokoju, a w jasnych oczach skaczą iskierki troski.
- Znowu płakałaś? – czasem mam wrażenie, że ten siedmiolatek jest poważniejszy ode mnie.
- Nie, kochanie. – klękam przed nim i mierzwię jego jasne włosy. – Jestem po prostu zmęczona. Posprzątałeś już w pokoju?
Chłopiec uśmiecha się dumnie, ukazując dwa dołeczki w policzkach, po czym wnioskuję, że wykonał moje polecenie.
- A co ugotujemy na kolację? – pyta, klaszcząc w ręce niczym trzylatek. Może przegięłam ze stwierdzeniem, że Brad jest poważniejszy ode mnie.
Śmieję się i poprawiam koszulkę, która podwinęła się na plecach Brada lub też została przez niego podwinięta.
- Może zrobimy spaghetti? – proponuję, a w zamian dostaję jęk brata.
- Już nie mogę z tym spaghetti. Zróbmy coś innego! – wbrew pozorom Brad nie jest rozpieszczony. – Może usmażmy placki ziemniaczane.
Zastanawiam się nad jego sugestią i nie zajmuje mi to długo. Sama mam ochotę na taką kolację, więc nie trzeba mnie długo przekonywać. Kiwam głową, jako znak, że się zgadzam, po czym proszę Brada, aby poszedł umyć ręce przed przygotowywaniem posiłku. Chłopiec wybiega z mojego pokoju już po chwili. Czasem zastanawiam się skąd on ma tyle energii do życia, jednak teraz jestem zbyt smutna, aby o tym myśleć.
Wciąż wymuszając uśmiech udaję się do kuchni, którą tak naprawdę kuchnią nazwać nie można, ale nie przyznaję tego głośno, gdyż nie chcę zniszczyć wyobrażenia Brada o naszym małym, ale przytulnym mieszkanku. Przechodzę przez przedpokój i kieruję się do tak zwanego kuchnio-salonu. Tak, od dzisiaj tak będę mówić na to pomieszczenie.
Przejeżdżam rękami po twarzy chcąc się uspokoić, choć nie daję rady i kolejne łzy spływają mi po policzkach. Nie daję rady psychicznie, jak i fizycznie. Wszystko mi się sypie.
- Jestem gotów! – mój brat zawsze znajduje sobie najlepsze momenty.
Śmieję się, tym razem naprawdę. Wycieram z twarzy resztki po moim makijażu i wodę, która wcześniej była łzami kawałkiem papierowego ręcznika. Jestem prawie pewna, że Brad po raz kolejny będzie mnie wypytywał o moje chwile załamania, jednak nie mam nic przeciwko temu. Rozumiem to, że jest siedmiolatkiem i jest ciekawy dlaczego jego starsza siostra płacze, więc szczerze odpowiadam mu na te pytania. No może po części szczerze.
Kiedy Brad pojawia się w kuchnio-salonie i podskakując jak piłka przemieszcza się bliżej mnie, umawiamy się, że ja obiorę ziemniaki, a on wyjmie wszystkie potrzebne rzeczy typu miski, talerze i patelnie.
Wykonujemy swoje zadania rozmawiając o tym, jak mojemu bratu minął dzień w szkole. Miesiąc temu poszedł do pierwszej klasy podstawówki i z tego co opowiada można wywnioskować, że jest niezwykle szczęśliwy. Uwielbiam go takiego widzieć, zwłaszcza po tym co stało się pół roku temu.
- Ness, dlaczego ty nie chodzisz do szkoły? – pyta w pewnym momencie chłopiec, a mi robi się sucho w gardle.
- Ponieważ ja już zakończyłam edukację. Mam dziewiętnaście lat, Brad, już nie muszę chodzić do szkoły.
- No tak, ale przecież Emily chodzi na studia, dlaczego więc ty nie chodzisz? – jego duże, piękne oczy lustrują wzrokiem moją twarz, a malutki nosek marszczy się w konsternacji.
Wdycham ciężko, gdy Brad wspomina o mojej najlepszej przyjaciółce, ale nie daję po sobie poznać, że jestem lekko zazdrosna o nią i jej możliwości. Emily jest moją najlepszą przyjaciółką odkąd tylko pamiętam i kocham ją z całego serca, choć jest czasami denerwująca i to bardzo. Wiele jej zawdzięczam, gdyż to ona pomogła mi znaleźć pracę, gdy najbardziej jej potrzebowałam i to ona wspierała mnie po tragedii, a także przypominała mi cały czas o Bradzie i o tym, że on potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek. To dzięki niej i jej rodzicom mogłam połączyć moją pasję z pracą.
- Emily studiuje, ponieważ ma takie możliwości. Ja, ponieważ muszę pracować, abyśmy mieli chociażby przeciętne warunki mieszkaniowe, jak i jedzeniowe, nie mogę się teraz uczyć, ale nie martw się, kiedyś wrócę do nauki. – po mojej przemowie Brad przestaje zadawać mi pytania i ponownie wraca do opowieści o szkole.
Razem zabieramy się za smażenie placków, a buzia Brada się nie zamyka. Myślę sobie, że jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami. Ja wolałabym siedzieć w ciszy i spokoju, podczas gdy mój braciszek uwielbia hałas i długie rozmowy. Nie jestem na niego z tego powodu zła. Cieszę się, że czuje ze mną tak silną więź, że aż opowiada mi o swoim dniu. Kiedyś tak nie było. Kiedyś woleliśmy ze sobą nie rozmawiać, zbyt wiele nas dzieliło.
Podczas smażenia ostatniego placka, mój lekko przestarzały telefon zaczyna dzwonić. Odkładam łyżkę, po czym odbieram.
- Słucham.
- Vanessa? – wkurzony głos Emily rozbrzmiewa po drugiej stronie. – Musisz sprawić sobie nowy telefon! Próbuję się do ciebie dodzwonić od dwudziestu minut i za każdym razem coś nie tak jest z połączeniem. Ale to nieważne. – jej ton nagle łagodnieje. – Zgadnij co!
- Wiesz, że nienawidzę zgadywać prawie tak bardzo, jak nie cierpię niespodzianek. – mruczę do telefonu i podaję talerz z plackami Bradowi.
Chłopiec siada przy stoliku z uśmiechem na ustach i wgryza się w pierwszego placka.
- A, tak. – śmieje się. Słyszę, jak dziewczyna wbiega po schodach i jestem niemal pewna, że za chwilę usłyszę pukanie do drzwi. – Otwieraj!
Rozłączam się, wpycham telefon do kieszeni i kiedy rozlega się głośne walenie w drzwi, podbiegam do nich, aby powstrzymać przyjaciółkę od wejścia siłą do mojego mieszkania. Wiem, że jest do tego zdolna, a nie zamierzam tego sprawdzać.
- Van, mam dość tych przeklętych schodów! Muszą zamontować tu windę. – dziewczyna wpada jak burza do środka, potykając się przy tym o zawinięty skrawek dywanu.
Marszczę brwi.
Cała Em.
__________________________________________________
Rozdział nie sprawdzony, niestety. Moja przyjaciółka, która miała mi pomóc z tym blogiem zachorowała i już dwa tygodnie leży w szpitalu. To właśnie dlatego tak długo nic się tu nie działo. Ale teraz obiecuję, że będę dodawać rozdziały regularnie.
Podobało Wam się? Zostawcie komentarz, jeżeli przeczytaliście :)
__________________________________________________
Rozdział nie sprawdzony, niestety. Moja przyjaciółka, która miała mi pomóc z tym blogiem zachorowała i już dwa tygodnie leży w szpitalu. To właśnie dlatego tak długo nic się tu nie działo. Ale teraz obiecuję, że będę dodawać rozdziały regularnie.
Podobało Wam się? Zostawcie komentarz, jeżeli przeczytaliście :)