niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 5.



Po około dwudziestu minutach Ryan znowu staje na podeście. Jego mina wyraża więcej niż tysiąc słów. Jest znudzony, zmieszany i najwyraźniej niezaciekawiony nami ani odrobinę. Uśmiecham się do niego, aby choć trochę poprawić mu humor i ku mojemu zdziwieniu, chłopak opowiada tym samym.

- Urzekliście mnie swoim tańcem. - mówi, a ja wiem, że to kłamstwo. - Teraz przejdę się po sali, aby wyznaczyć osoby, które przechodzą dalej. Kiedy dotknę któregoś z was w ramię, oznacza to, że jesteście w następnym etapie.

A potem schodzi z podestu. Podczas gdy chłopak przechadza się między nami, co chwilę dotykając kogoś w ramię, przyłapuję się na tym, że sie denerwuję. Zaciskam wargi, przeskakuję z nogi na nogę i pocieram ręce. Są to typowe zachowania, gdy ktoś się stresuje, a ja nie chcę się stresować. Stresują się osoby, którym na czymś zależy. To ludzie, którzy chcą coś osiągnąć denerwują się. To im żołądki zjada stres, a ich umysły przepełniają myśli „A co jeśli się nie uda…?”.

Ja, ponieważ nie zależy mi na zostaniu tancerką Biebera, powoli opanowuję zdenerwowanie. Wyprostowuję się jak strzała, zakładam ręce na piersi i obserwuję, jak moją przyjaciółkę zżerają nerwy.

Chcę szepnąć, że wszystko będzie dobrze, tylko mniej banalnymi słowami, ale ktoś kładzie mi rękę na plecach. Odwracam się, aby ujrzeć uśmiechniętego Ryana.

- Gratulację. - szepcze do mnie, po czym lekko stuka Emily w ramie i odchodzi.

Brunetka piszczy i rzuca mi się na szyję. Jej entuzjazm jest uzasadniony, więc oddaję uścisk z taką samą siłą. Gdzieś w głębi się cieszę, naprawdę się cieszę. Tylko nie pozwalam sobie tego okazać.

- Jak myślisz, uda nam się? - pyta Em zmartwionym głosem nadal wtulona we mnie.

Nie wiem co odpowiedzieć, więc przytulam ja mocniej.

- Zobaczymy. Co ma być to będzie. - szepczę, co powoduje u mnie kolejny skręt żołądka. Znowu stres.

- Koniec tej czułości, moje panie. - słyszę niski głos tuż za sobą, więc puszczam Emily i odwracam się.

Za mną stoi Ryan z rękami w kieszeniach. Musiał już skończyć uświadamianie osób, że przeszły dalej. Uśmiecham się na jego widok, gdyż wydaje mi się on zbyt normalny jak na przyjaciela Justina Biebera. To właśnie mi się w nim podoba. Ta normalność, którą aż emanuje.

Rozglądam się wokół i dostrzegam, że w salce zrobiła się mniej tłoczno, a wszyscy poza mną i Em stoją już pod ścianą. To pewnie tak ma wyglądać drugi etap. Stoimy w linii, przy ścianie i gdy wypada nasza kolej, występujemy z szeregu i wykonujemy nasz układ. To jak zaproszenie na własną egzekucję.

Tańczenie przed innymi zawodnikami nie tylko zabierze nam jakąkolwiek przewagę, ale także narazi na jeszcze większy stres.

Cudownie.
Razem z Em stajemy w rzędzie, jak pozostałe kilkadziesiąt tancerzy. Dopiero, gdy staję pod ścianą dostrzegam, że Justin stoi przed nami i coś tłumaczy. Zaczynam go słuchać akurat w chwili, kiedy przestaje mówić.

Ups. Mój błąd.

- Hej, wiesz co mówił Bieber? Bo ja jakby się na tym nie skupiłam. - zwracam się do dziewczyny stojącej obok mnie.

Tancerka jest mniej więcej mojego wzrostu. Ma burzę ciemnych loków, których momentalnie zaczynam jej zazdrościć. Jej strój mówi mi, że jest bogata. Wszystkie jej ubrania są z Nike i wyglądają, jakby założyła je dzisiaj po raz pierwszy i najpewniej ostatni.

- Justin mówił, że będziemy po kolei pojedynczo wychodzić i tańczyć przez minutę. Bez muzyki. - jej ton wskazuje na to, że jest do mnie pozytywnie nastawiona, ale znudzona. - Jestem Jazzmyn.

- Vanessa. - przedstawiam się. - Czy wiesz…

Niestety nie jest mi dane skończyć, gdyż sam Pan Gwiazdor staje przede mną i brunetką i zły, najpewniej dlatego, że go lekceważę, mówi:

- Jazzmyn, czy ty i twoja koleżanka chcecie się czymś z nami podzielić? - jego głos jest ochrypły, ale delikatny.

- Nie, braciszku, możesz kontynuować te swoje przesłuchania. - odpowiada dziewczyna, a ja mało co nie krztuszę się własną śliną.

Braciszku?

Przenoszę wzrok na Justina i byłabym głupia, gdybym powiedziała, że Justin nie jest przystojny. Bo jest i to cholernie. Spokojnie mogłabym zaliczyć go do tych chłopaków w moim życiu, którzy urzekli mnie swoją urodą, a było ich niewielu.

Justin nie jest wysoki, ale jest wyższy ode mnie o około pół głowy. To jest pierwszy plus.

Drugim plusem są jego włosy. Gęste, wygolone po bokach. Aż chce się w nie włożyć rękę.

Trzeci to jego dużo, karmelowe oczy, w który mogłabym patrzeć miesiącami, a nawet i latami.

Ale człowiek nie składa się z samych zalet, prawda? A wadą Justina jest jego charakter i nic nie może tego pobić.

- W takim razie zapraszam twoją koleżankę na środek. Ona następna. - mówi nonszalancko Bieber i niemalże wypycha mnie na środek swoimi silnymi ramionami.

Mam ochotę powiedzieć „Au. To bolało, sukinsynie.” lub go zwyzywać, ale zdrowy rozsądek mi na to nie pozwala. Rzadko kiedy coś wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.

Wyprostowuję się, biorę głęboki oddech i nagle wzbiera się we mnie chęć pokazania im wszystkim na co mnie stać. Nucę sobie w głowę piosenkę, aby nie wypaść z rytmu, a następnie zaczynam.

Uwielbiam tańczyć. Jest to coś, co robię, gdy jest mi smutno, źle lub wesoło i cudownie. Taniec nie jest czymś, co musisz umieć doskonale, aby robić. Wystarczy, że czujesz rytm, a nogi same poniosą cię do tańca. Właśnie to w nim kocham. Tę uniwersalność i prostotę.

_______________________________________________________

Hej, wiem, że rozdział miał być długi, aczkolwiek postanowiłam podzielić go na dwie części i druga dodać we wtorek, gdyż chcę dodawać rozdziały częściej. Mam nadzieję, że rozumiecie :) Miłego czytania (chociaż czytając to jesteście już po przeczytaniu rozdziału). 

4 komentarze:

  1. Jeeeeeeeeeeeeejuuuuu... świetny rozdział.. czekam na nastepy z niecierpliwością..<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak tak tak! Nareszcie *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na razie wszystko zapowiada się ciekawie :)
    Mam nadzieje, że niedługo dodasz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze że Van nie jest jakąś wielką fanką JB i nic sobie nie robi z jego obecności tylko jest sobą.. <3

    OdpowiedzUsuń